USILNA MODLITWA WIARY

 

(Jak. 5:17-18)

 

CENA PODOBIEŃSTWA

 

Biblia powiada nam tutaj o Eliaszu – mężu Bożym. Eliasz był człowiekiem z krwi i kości podobnym do nas. Był pod każdym względem normalną istotą ludzką, tak jak my wszyscy. Słowo Boże mówi wprost, że: „Eliasz był tym samym biedom poddany jako i my” (BG). Posiadał on tą samą naturę ludzką, ulegał różnym nastrojom, słabościom. Poznał smak bezsilności i zniechęcenia. Pomimo tego wszystkiego, że był „poddany jako i my” został szczególnie wyróżniony na kartach Nowego Testamentu.

Wyróżnienie to nie dotyczyło cudów jakie towarzyszyły jego posłudze, ani spektakularnej odwagi, którą odznaczył się w walce z bałwochwalstwem Izraela. Eliasz został wyróżniony jako człowiek modlitwy.

Czytając I księgę Królewską widzimy tego męża Bożego jako kogoś szczególnie oddanego Bogu i poświęconego Bożej woli. Eliasz jest człowiekiem, który na swoją modlitwę otrzymuje odpowiedź. Bóg odpowiadał na wołanie Eliasza. Właściwie tylko jedna jego modlitwa, tylko jedno życzenie serca nie zostało wysłuchane przez Pana. Było to wówczas, gdy Eliasz w strachu i zniechęceniu udał się na pustynię i tam życząc sobie śmierci powiedział: „Dosyć już Panie weź życie moje”.

Kiedy przywołujemy w pamięci wiele swoich modlitw zanoszonych do Pana z różnym skutkiem wzdychamy za czasami Eliasza. Jakże chcielibyśmy, żeby Bóg odpowiadał zgodnie z wyznaniem naszych warg. Zastanawiamy się gdzie podział się ten Bóg, który tak chętnie odpowiada na modlitwę? Gdzie jest Bóg Eliasza?

Bóg Eliasza jest tam gdzie był zawsze. On jest na tronie. On jest wszechmogący, wszechobecny, i niezmienny w swej naturze.

Gdy zatem rozważamy kwestię naszej modlitwy powinniśmy odwrócić pytanie i zapytać: Gdzie się podziewają Eliasze? Eliasz był człowiekiem podobnym do nas, ale czy my jesteśmy podobni do niego? Sądząc po rozmiarach modlitw pozostających dziś bez odpowiedzi musimy ze wstydem przyznać, że niestety nie jesteśmy podobni do Eliasza. Elizeusz uczeń Eliasza posiadł 2/3 ducha Eliaszowego. Jak wielu z nas może powiedzieć, że posiada chociaż cząstkę tego kim był Eliasz?

Eliasz pojawił się na arenie dziejów niespodziewanie, jako człowiek dojrzały i powołany do Bożego dzieła. Służył jedynemu Bogu w najmniej sprzyjających dla siebie czasach, gdy Izrael był powszechnie oddany kultowi Baala i Aszery. To nie było popularne wówczas służyć takiemu Bogu.

Władzę w Izraelu sprawował król Achab, o którym jest powiedziane, że: ” postępował w oczach Pana gorzej niż wszyscy jego poprzednicy” Na domiar złego dzielił swą władzę z okrutną, podstępną i nieprzejednaną żoną Izebel. Czasy służby Eliasza były okresem zupełnej ciemności, niegodziwości i bałwochwalstwa.

Mimo tego Eliasz żył dla swojego Boga. Wbrew presji otoczenia, wbrew modzie, wbrew opinii innych.

Nasze czasy nie różnią się bardzo od tych w których żył Eliasz. Cywilizacja trochę zamazuje nam to podobieństwo, ale to są te same czasy – złe czasy. Biblia powiada o nich, że to są „złe dni” (Efez. 5:16) i nazywa je „trudnym czasem” (2Tym. 3:1). Trudnym dla kogo? Oczywiście szczególnie dla tych, którzy będą chcieli żyć z Bogiem tak jak żył Eliasz.

Dzisiaj żyć podobnie dla Boga to bardzo nierentowne zajęcie. Nie ma splendoru, nie ma zaszczytów, nie ma oklasków. Nikt nie wiwatuje na twoją cześć. Mało tego, jeśli odważysz się żyć dzisiaj dla Boga stajesz się „omiecinami” tego świata (1Kor. 4:13). Jesteś u ludzi odpadkiem zaśmiecającym ten świat.

Eliasz odważył się żyć w takiej rzeczywistości dla Boga. On został nazwany człowiekiem podobnym do nas. Pytanie jednak brzmi: czy my jesteśmy ludźmi podobnymi do niego? Czy jesteśmy gotowi, aby ponieść podobny koszt? Wszystko ma swoją cenę – tym bardziej modlitwa, na którą reaguje Bóg.

 

USILNA MODLITWA

 

Biblia powiada, że Eliasz modlił się usilnie. Co to znaczy modlić się usilnie? Czy poznaliśmy smak i trud usilnej modlitwy?

Gdy nasz Pan modlił się w ogrodzie Getsemane czytamy, że: „ jak w śmiertelnym boju z gorliwością modlił się” (Łuk. 22:44). To wyraźnie wskazuje, że usilna modlitwa jest walką. Walka ta nie toczy się „z krwią i ciałem, ale z nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich” (Efez. 6:12). Gdy Pan Jezus staczał swój bój w modlitwie z jego czoła spływał „pot jak krople krwi”. To był bój na śmierć i życie. Czy poznaliśmy już smak takiego prawdziwego zmagania w modlitwie?

Uczniowie dokładnie znajdowali się wtedy w tym samym ogrodzie. To jednak, co różniło ich od Jezusa to fakt, że spali zupełnie nie świadomi starcia, jakiego w modlitwie doświadczał ich Mistrz. Niby byli na placu boju, a jednak nie brali udziału w tej bitwie. Spójrzmy zatem, że można być na placu boju, a jednak nie być częścią bitwy. Można chodzić do zboru i można nawet uprawiać jakiś sposób działalności kościelnej, a jednocześnie nie brać większego udziału w duchowym zmaganiu.

Niektórzy w zborach czują się zmęczeni modlitwą już po 5 minutach. Zorganizuj spotkanie modlitewne a przyjdzie 10% członków zboru. Zorganizuj spotkanie na ciasto, a zabraknie jedynie 10% członków zboru. Oto statystyka, którą niestety nie ja wymyśliłem, ale podaje nam ją Słowo Boże. Dziesięciu ludzi zwróciło się pewnego razu do Pana ze swoją potrzebą (Łuk. 17:12-16). On uzdrowił każdego z nich z trądu. Niestety tylko jeden znał swoje właściwe miejsce po tym jak doświadczył obecności Chrystusa. Tylko jeden przyszedł do stóp Pana. Wielu jest takich, dla których modlitwa jest tylko formalnością towarzyszącą nabożeństwom, potrzebą towarzyszącą jedynie w chwilach trwogi i grozy, albo formą realizowania swoich zakupów u Pana Boga.

Jeśli modlitwa wróci na swoje miejsce znajdzie się też odpowiedź na pytanie: gdzie jest Bóg Eliasza? Modlitwa mocy porusza ramię, które porusza świat, Bóg niczego nie czyni inaczej jak tylko przez modlitwę. Czy twoja modlitwa jest wstanie poruszyć to Boże ramię? Modlitwa Eliasza poruszała to ramię i mógł oglądać dzieła Boże.

Czy jesteśmy zatem ludźmi podobnymi do Eliasza? Czy stajemy do bitwy? Czy jesteśmy gotowi, aby nieść ciężar tego duchowego zmagania od którego bierze początek wszelkie Boże poruszenie?

Pewnego kaznodzieję, po którego kazaniach nawracało się do Boga zawsze sporo ludzi zapytano z podziwem: „ Jak ty to robisz? Tak cudownie Bóg cię używa i tyle ludzi się rodzi do nowego życia” On odpowiedział na te komplementy tak: „ Ja tylko odbieram poród. Ci wszyscy ludzie wcześniej w boju modlitwy zostali wydarci z rąk diabła. Ich zapytaj jak to się robi.”

Tak sobie pomyślałem czytając to świadectwo. Gdyby nas zapytano: czy stoczyliśmy bój o duszę człowieka, co odpowiedzielibyśmy? O jakiej wygranej bitwie złożylibyśmy świadectwo i jaką role odegrałaby w niej nasza modlitwa?

Apostoł Paweł pisał do Kolosan: „Chcę abyście wiedzieli jaki wielki bój toczę za was.”

Czy my toczymy jakiś bój modlitwy? Chętnie troszczymy się o własne sprawy i w różny sposób jesteśmy gotowi spędzać swój czas. Podejmujemy się różnych działań i oddajemy się wielu zajęciom. Spotykamy przy tym wszystkim tak wielu ludzi, ale nikt z nich nie należy do Pana. Chętnie za ten stan składamy odpowiedzialność na grzeszny świat i trudne czasy, ale czy nie jest to tylko naszą wymówką?

Nie toczymy boju, bo kto ma na to czas. Nie toczymy boju, bo kto przejmuje się grzesznikiem. Niektórzy wierni słuchacze sobotnich kazań twierdzą nawet, że to nie ich wojna. Tacy zadawalają się wyłącznie kolektą i poczuciem spełnionego obowiązku. W zabieganym świecie nie mają czasu na modlitwę, ale zawsze mają czas na jakąś formę religii. Mają pozór pobożności, lecz ich życie jest zaprzeczeniem jej mocy.

Gdy John Knox, misjonarz szkocki stawał w modlitwie przed Panem i prosił o ludzi zgubionych wołał przenikającym serce głosem: „Boże daj mi Szkocję albo umrę”. Czy ktoś z nas wołał już w ten sposób o swoje miasto, o swój kraj, o swoje rodziny? Czy spędzałeś przed Panem godziny w łzach prosząc Go, aby wydarł z rąk diabła choćby jedną zgubioną istotę?

W XVIII wieku zostało wygłoszone jedno z największych kazań. Jonatan Edwards zwiastował Słowo zatytułowane: „Grzesznicy w rękach rozgniewanego Boga”. W czasie tego zwiastowania ludzie upadali na swe kolana i w płaczu wzywali Boże miłosierdzie. Zebrani prawnicy, kongresmeni i zamożni razem z biednymi, niewykształconymi i wykolejonymi ludźmi chwytali się filarów kaplicy, obawiając się, że Bóg nie będzie czekał ani chwili dłużej i strąci ich w czeluści piekielne. My wiemy, że Słowo Boże mówi: „Gdzie grzech się rozmnożył tam i łaska obfitowała”. Tą łaskę poznali zebrani wówczas ludzie. Zapiski z tamtych dni ujawniają nam, w czym tkwiła moc Edwardsa. Klucz nie tkwił w jego elokwencji i umiejętności zwiastowania. Zapiski mówią, że Jonatan Edwards niemalże podczas całego kazania nie wychylił nosa zza swoich kartek, jak gdyby był bardziej pochłonięty poselstwem, niż jego adresatami. Jeden z zachowanych przekazów ujawnia jednak, że Jonatan przed wygłoszeniem tego poselstwa spędził trzy dni i trzy noce na poście i modlitwie. To właśnie poruszyło Boże ramię.

Lubimy słuchać i czytać takie porywające biografie misjonarzy. Lubimy rozważania o życiu i wspaniałych zwycięstwach mężów Bożych. Podziwiamy ich wspomnienia i życie modlitwy. Kochamy ich skrajne poświęcenie dla sprawy Bożej, jednak sami uważamy ostrożnie, aby nie płacić nawet części tej ceny, a później ze zdziwieniem i rezygnacją w sercu pytamy: gdzie jest Bóg Eliasza, gdzie się podziała moc Boża, gdzie Jego zbawiająca łaska? I mamy rozterkę w sercu, bo nie wiemy gdzie jest problem.

Klucz otwierający Boże działanie tkwi w usilnej modlitwie, w boju jaki mamy do stoczenia tutaj i teraz.

Pan Jezus w swoim nauczaniu poświęcił czas, aby mówić o modlitwie. To co powiedział wiele wyjaśnia nam na temat tego co to znaczy usilnie modlić się. W ewangelii Mateusza czytamy: „Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam” (Mat. 7:7).

Jezus powiedział tutaj o trzech rodzajach nastawienia serca w modlitwie. Mamy prosić, szukać i kołatać (pukać). Wszystkie te słowa wskazują na usilną i gorliwą postawę w modlitwie. Kto może otrzymać to o co prosi? Kto może znaleźć to czego szuka? Któremu pukającemu otworzą drzwi? Tylko temu, kto czyni to aż do skutku.

Mamy więc prosić, aż otrzymamy. Mamy szukać, aż znajdziemy. Mamy kołatać, aż nam otworzą. Czy tak wygląda właśnie nasza modlitwa? Biblia powiada: „Nie macie, bo nie prosicie” (Jak. 4:2).

Ktoś poczynił takie porównanie, że Kościół w modlitwie przypomina czasem małego chłopca, który puka do drzwi i ucieka zanim je w ogóle ktokolwiek otworzy. Nie tak ma wyglądać usilna modlitwa. Usilna modlitwa to modlitwa do skutku. To modlitwa gotowa trwać do chwili aż otrzyma.

Zastanówmy się teraz nad naszą wytrwałością w modlitwie. Usilna modlitwa to modlitwa wytrwała.

Jezus pragnął abyśmy zauważyli skutek takiej usilnej modlitwy, ale również to, jakie jest nastawienie Ojca wobec takiej modlitwy. W ewangelii Mateusza 7:11 czytamy: „o ileż więcej Ojciec wasz, który jest w niebie, da dobre rzeczy tym, którzy go proszą.” Zauważmy, że Ojciec jest zainteresowany dawaniem. On jest zainteresowany dawaniem dobrych rzeczy i On jest zainteresowany dawaniem tym, którzy proszą.

Jak więc jest z naszą modlitwą? Czy ona trwa aż otrzyma? Czy jesteśmy zdeterminowani by oczekiwać Bożej odpowiedzi na modlitwę? Czy też rezygnujemy, zanim przyjdzie odpowiedź?

„Muszę stanąć na mym posterunku, udać się na basztę; muszę wypatrywać i baczyć, co mi powie, co odpowie na moją skargę. I odpowiedział mi Pan, mówiąc: Zapisz to, co widziałeś, i wyryj to na tablicach, aby to można szybko przeczytać. Gdyż widzenie dotyczy oznaczonego czasu i wypełni się niezawodnie. Jeżeli się odwleka, wyczekuj go, gdyż na pewno się spełni, nie opóźni się. Oto człowiek niesprawiedliwy nie zazna spokoju duszy, ale sprawiedliwy z wiary żyć będzie (Hab. 2:1-4).

Stójmy wytrwale na swoim posterunku modlitwy, baczmy, wyczekujmy i wypatrujmy Bożej odpowiedzi.

 

USILNA MODLITWA SPRAWIEDLIWEGO

 

Dla Boga nie tylko ważna jest nasza determinacja i wytrwałość, ale dla niego szczególną wagę ma także to, kto prosi. Jakub powiada: „wiele może usilna modlitwa sprawiedliwego”.

Eliasz był sprawiedliwym pośród swego pokolenia. On nie tylko modlił się usilnie, ale on także był we właściwej relacji ze swoim Bogiem. Usilna modlitwa jest pewnym orężem, jeśli jest na ustach prawego człowieka. Bóg jest otwarty na słuchanie nas, a jego ręka nie jest za krótka, aby nie mogła działać wobec nas, lecz musimy ciągle pozostawać we właściwej relacji z Panem. Modlitwa prawego człowieka wiele może, to znaczy ma wielkie możliwości. Te możliwości mogą zostać jednak bardzo łatwo ograniczone, niewykorzystane i zaprzepaszczone. W jaki sposób?

Pierwszym powodem i wyraźną przeszkodą dla modlitwy jest niewiara.

Biblia mówi nam, że sprawiedliwy to taki człowiek, który żyje z wiary. Ileż to już słów zostało wypowiedzianych do Boga w niewierze. Wypowiadamy wiele słów, ale nie wierzymy w ich wypełnienie. Brak wiary w modlitwie nie objawia się tym, że wątpimy w Bożą wszechmoc, ale w tym, że wątpimy, iż Bóg ją okaże akurat wobec nas.

Ten rodzaj niewiary bierze się stąd, że szukamy w sobie jakiegoś uzasadnienia, dla którego Bóg mógłby nam odpowiedzieć na modlitwę. Bóg jednak nie czyni niczego z powodu naszej sprawiedliwości. Nasza sprawiedliwość jest dla Niego jak splugawiona szata. Dlatego Bóg ofiarował nam nowy rodzaj sprawiedliwości i nowy rodzaj modlitwy. Jezus powiedział: „Zaprawdę powiadam wam. O cokolwiek byście prosili Ojca w imieniu moim, da wam. Dotąd o nic nie prosiliście w imieniu moim; proście a weźmiecie, aby radość wasza była zupełna” (Jan. 16:23-24)/

Czy wiesz co to znaczy prosić w imieniu Chrystusa? Prosić w imieniu Chrystusa nie oznacza tego, że będziemy wypowiadać na zakończenie swojej modlitwy jakąś magiczną formułkę: „w imieniu Jezusa Chrystusa”, która sprawi, że Bóg nie będzie miał wyjścia i wysłucha nas. Prosić w imieniu Chrystusa oznacza prosić w oparciu o Jego zasługi, w oparciu o Jego dzieło, w oparciu o to, kim On jest dla Ojca, w zgodzie z Jego wolą.

Gdy prosimy Boga w imieniu Jego Syna to znaczy, że powołujemy się na Niego.

W dawnych czasach, gdy ktoś prosił o audiencję u króla, król zastanawiał się czy ta ubiegająca się osoba jest godna, aby dostąpić takiego zaszczytu. Często więc ci, którzy chcieli znaleźć się przed tronem króla, aby przynieść mu swoją sprawę mieli przy sobie list polecający. Był to list kogoś ważnego. Kogoś, kogo uznawał król. Taki list otwierał drogę do króla i gwarantował Jego przychylne nastawianie.

Jedynym listem polecającym nas Bogu, który On uznaje jest list zapisany w naszych sercach. Apostoł Paweł w II liście do Koryntian powiada: „...jesteście listem Chrystusowym... napisanym Duchem Boga żywego na tablicach serc waszych” (2Kor. 3:3). Paweł powiada, że ten list jest czytelny, jest znany i czytany przez ludzi. Co jest tym listem? Jest to świadectwo obecności Chrystusa w nas. Czy ono w twoim życiu jest wyraźne i tak samo czytelne? Ono może być takim tylko w jeden możliwy sposób. Pan Jezus powiedział: „Jeśli we mnie trwać będziecie i słowa moje w was trwać będą, proście a stanie się wam„ (Jan. 15:7). Kiedy wznosisz modlitwę do Boga najważniejszą rzeczą jaka się liczy jest twoja relacja z Chrystusem. Od niej zależy wszystko.

Apostoł Paweł wiedział o tym doskonale.

W liście do Filipian mówi on, że „uznaje wszystko za śmiecie i ponosi wszelką szkodę, żeby zyskać Chrystusa i znaleźć się w Nim. Nie na podstawie własnej sprawiedliwości, ale tej która wywodzi się z wiary w Chrystusa” (Filip. 3:9). Ten Boży rodzaj sprawiedliwości pochodzi od Syna Bożego. To w oparciu o Jego zasługi i Jego dzieło mamy przystęp do Boga. To dzięki Chrystusowi Ojciec słucha dzieci swoje. Jakub powiada o człowieku, który „będzie błogosławiony w swoim działaniu” (Jak. 1:25). Kim jest ten człowiek? Jest nim ten, kto nie tylko słucha Słowa Bożego, ale również wykonuje go. Jeśli pragniemy, aby nasza usilna modlitwa nie pozostawała bez odpowiedzi nie możemy być obojętni wobec tego Słowa, którego poznanie otrzymaliśmy od Pana. Mamy trzymać się sprawiedliwości Chrystusa i Jego Słowa to jedyna gwarancja niewzruszonej pewności w modlitwie.

Drugim powodem tego, że nasze modlitwy napotykają przeszkodę jest obawa, że Bóg może inaczej zareagować na naszą prośbę niż my to sobie wyobrażamy.

Nasza modlitwa może wówczas przypominać dawanie Bogu rad. Co ma robić, jak ma robić, kiedy ma robić, gdzie ma robić. Jeśli nic nie dzieje się z tego jesteśmy sfrustrowani. Tego rodzaju postawa bierze się z ukrytej niechęci do poddania się woli Bożej.

Tak jak dziecko forsuje wolę rodziców tupiąc i powtarzając w kółko to samo czego chce, podobnie człowiek nieposłuszny może chcieć forsować wolę Boga. Ileż to razy czasem nawet nie zdając sobie z tego sprawy prosiliśmy „o węża” naszego Ojca w niebie. Ja się cieszę, że On daje dobre rzeczy tym, którzy proszą, a nie każdą rzecz, o którą proszą. Bóg nie dając nam pewnych rzeczy chroni nas przed ich „jadem”.

Jakub powiada: „Prosicie, a nie otrzymujecie, dlatego że prosicie, zamyślając to zużyć na zaspokojenie swoich namiętności” (Jak. 4:3).

Powodem, dla którego nie otrzymujemy zawsze tego co chcemy jest nasz zamysł wrogi woli Bożej. Zamysł to inaczej intencja. Bóg zna nasze zamierzenia, motywacje, nasze myśli i nasze słabości. On wie dobrze co jest pożyteczne i budujące, a co niszczy i gubi. Nie zrobią na Nim wrażenia pobożne deklaracje, ani składane obietnice, których nie rzadko i tak później nie wypełniamy. Modlitwa to nie sposób negocjowania z Bogiem. Nie można Bogu mówić daj mi to, czy tamto, a ja potem zrobię to i owo. Jeśli to o co prosimy wypływa ze złych namiętności i motywacji On nam tego nie da, lecz jeśli prosimy o coś według Jego woli wysłuchuje nas. Nie oznacza to jednak, że sami, gdy nadarzy się okazja nie sięgniemy po coś co może niszczyć nasze duchowe życie. Bóg jednak z czymś takim nie ma nic wspólnego. Zadziwiające dla mnie zawsze jest to jak łatwo człowiek może odrzucać to co daje Bóg, jeśli tylko nie pokrywa się z jego wyobrażeniami. To jest przykre, ale trzeba przyznać, że czasem bywają chwile kiedy wolimy „węża” zamiast „chleba”. Bóg jednak nie przykłada do tego ręki. Od Niego pochodzi tylko datek dobry i doskonały.

Trzecim powodem tego, że nasza modlitwa trafia na przeszkodę jest to, że ufamy bardziej sobie niż Bogu.

Często w modlitwie zabiegamy o jakieś błogosławieństwo, chcemy doświadczać Bożych obietnic, ale poza modlitwą robimy wszystko, aby pomóc Bogu nas błogosławić.

Ten rodzaj braku wiary poprzez poleganie na sobie widzimy u Abrahama. Gdy otrzymał obietnicę wzbudzenia potomka, początkowo uwierzył Panu i poczytane to mu zostało ku usprawiedliwieniu. Jednakże później wraz ze swoją żoną postanowił pomóc Bogu urzeczywistnić Boże obietnice. W ten sposób narodził się Ismael, a żniwo tego błędu zbierane jest w Izraelu do dzisiaj.

Jeśli w podobny sposób pomagamy Bogu, by nas błogosławił, nie dziwi fakt późniejszych problemów, w jakie wpadamy. Zwróćmy uwagę na jeszcze jedną ważną rzecz. Do polegania na sobie Abrahama i Sarę pchnęły niesprzyjające okoliczności. To sprawiło, że ułożyli sobie plan wypełnienia Bożej obietnicy. Jeśli w podobny sposób stajemy do modlitwy, układając swój scenariusz dla wypełnienia się Bożych obietnic, następstwem tego mogą być również poważne problemy i zniechęcenie.

Takie zniechęcenie przeżyli uczniowie Pana Jezusa. Pozbawieni Jego fizycznej obecności załamali się. Żyli Bożymi obietnicami, ale każda z nich przechodziła przez sito własnych wyobrażeń. Ich serca dopisywały scenariusz wypełniania się tych Bożych obietnic - „A myśmy się spodziewali, że On odkupi Izraela...” (Łuk. 24:21). Uczniowie żyli swoimi wyobrażeniami i ich serca z dnia na dzień coraz bardziej stawały się „gnuśne” (Łuk. 24:25), czyli niezdolne, by zaufać Bogu, że On nie tylko dał obietnice, ale też ma plan wypełnienia się każdej z nich.

Czy ufasz Bogu, że dla niego nie ma rzeczy niemożliwej? W Ewangelii Marka 11:22-24 czytamy o wierze, która musi towarzyszyć modlitwie: „A Jezus, odpowiadając, rzekł im: Miejcie wiarę w Boga! Zaprawdę powiadam wam: Ktokolwiek by rzekł tej górze: Wznieś się i rzuć się w morze, a nie wątpiłby w sercu swoim, lecz wierzył, że stanie się to, co mówi, spełni mu się. Dlatego powiadam wam: Wszystko, o cokolwiek byście się modlili i prosili, tylko wierzcie, że otrzymacie, a spełni się wam.”

Jeżeli trwamy w tej wierze, ona staje się mocą umożliwiającą usunięcie wielu „gór” z naszego życia. „Góry” są tutaj obrazem różnych problemów i trudności. „Przenoszenie gór” zaś wskazuje na to, że dla Boga nie istnieją żadne ograniczenia. Dlatego najlepsze co możemy zrobić z naszymi kłopotami i problemami to złożyć je na Tego, który ma o nas staranie (1Piotr. 5:7). Czy rozumiemy co to znaczy złożyć na Pana każdą troskę? Dla Boga nie istnieją ograniczenia, jedynym ograniczeniem jesteśmy my sami.

Pewien kaznodzieja obserwując życie modlitwy wierzących powiedział: „Uważam, że większość ludzi posługuje się modlitwą według następującej zasady: nie wierzą w jej działanie, ale nie przepuszczą żadnej okazji i na wszelki wypadek modlą się”.

Modlitwa na wszelki wypadek nie przynosi rezultatów. Musimy zdecydować: czy będziemy modlić się w taki sposób, aby Bóg mógł przenosić nasze góry, czy też będziemy się modlić na wypadek, gdyby nasze działania i scenariusze nie przyniosły spodziewanych rezultatów.

Biblia powiada: „Przestańcie i poznajcie, żem ja Bóg” (Ps. 46:11). Czasem Bóg wymaga tylko jednego od nas, abyśmy się zatrzymali i zwrócili uwagę na Boże działanie. Wielu ludzi nie ma jeszcze tego poznania Boga objawiającego swą moc i opatrzność w trudnych sytuacjach życia. Nie mają tego świadectwa w sobie, gdyż zawsze pomagali Bogu w osiąganiu tego co On mógł sam. Tacy nie potrafią odważyć się, aby ufać wyłącznie Panu. Rezultat tego jest taki, że wszystko co mogą powiedzieć zawęża się do tego co sami zdziałali - nazywają to jednak Bożym działaniem lub Bożą odpowiedzią na modlitwę. Pomyśl przez chwilę. Jak to jest w twoim życiu? Jak to funkcjonuje u ciebie?

Jakub powiada, że kto nie zwraca się do Boga z wiarą, ten jest „podobny do fali morskiej, przez wiatr tu i tam miotanej” (Jak. 1:6). O takim człowieku czytamy: „niechaj nie mniema taki, że coś od Pana otrzyma”. Jaki to człowiek przypomina falę morską? To jest ktoś niezdecydowany i chwiejny. Jego serce jest podzielone, bo nie może zdecydować czy będzie ufał Bogu do końca, czy też polegał na sobie. Raz jest gotowy wierzyć całkowicie Panu, a za chwilę niweczy wszystko wątpiąc w Boże możliwości i szuka okazji zaradzenia sobie bez Boga. Taki człowiek jest jak fala morska – zależny zawsze od tego jak powieje wiatr. Gdzie zawieje tam idzie, jak powieje tak postępuje.

Słowo Boże mówi: „ Bez wiary nie można podobać się Bogu, kto bowiem przystępuje do Boga musi uwierzyć, że On istnieje i nagradza tych, którzy go szukają” (Hebr. 11:6). Pan pragnie nas błogosławić. On chce dawać dobre rzeczy tym, którzy proszą. On chce nagradzać tych, którzy Go szukają. Kiedy przystępujemy do Boga nasze serce musi być napełnione tym przekonaniem. Wcześniej jednak musimy być pewni czy jesteśmy tymi ludźmi, którzy stają przed Panem, aby szukać Jego woli, Jego dzieła i Jego obecności.

Bóg nie udziela błogosławieństw losowo, a modlitwa to nie loteria. Raz się uda, a raz nie. Gdy przystępuję do Boga muszę być pewny co do tego, że On istnieje i nagradza. To jest częścią Jego niezmiennej natury. Biblia powiada: „oczy Pana zwrócone są na sprawiedliwych, a uszy Jego ku prośbie ich...” (1Piotr. 3:12). On jest tym samym Bogiem, którym był dla Eliasza i wielu mężów Bożych.

„Jezus Chrystus, wczoraj i dziś, ten sam i na wieki” (Hebr. 13:8) Czy wierzysz w to?

Eliasz był człowiekiem z krwi i kości podobnym do nas. Jeśli On był podobny do nas, oznacza to, że i my możemy być podobni do niego. Wiele może usilna modlitwa sprawiedliwego. Czy poznałeś ten wyjątkowy smak usilnej modlitwy? Czy może jak dotąd znasz to i wiesz o tym jedynie z pięknych opisów tych, którzy zasmakowali tych rzeczy z Bożej ręki? Zaufaj Panu, przyjdź do Niego, a zobaczysz, że On wszystko dobrze uczyni.

Niech to Słowo doda nam zachęty do trwania w modlitwach. Amen