Dlaczego upadamy?
„U ludzi to rzecz niemożliwa, ale nie u Boga; albowiem u Boga wszystko jest możliwe” (Mar. 10,27).
Byłam całkowicie rozwścieczona na siebie. Właśnie znowu to zrobiłam! Tym razem było to objadanie się między posiłkami – kiedy nawet nie byłam głodna! Moje niepowodzenie nastąpiło po wielu doniosłych zwycięstwach w sferze apetytu. Z osobistą Bożą pomocą stawiłam czoła mojemu uzależnieniu od czekolady, moją chęć na słodycze umieściłam we właściwym miejscu, skorygowałam wypaczone gusta i rozprawiłam się z kilkoma innymi dietetycznymi nieprawidłowościami. Cieszyłam się wolnością wynikającą z samokontroli, która pochodzi od Boga oraz poprawą zdrowia, która jej towarzyszy. A teraz to! Wołałam do Boga: „Dlaczego, och dlaczego upadłam teraz w tym miejscu?”
On pokierował moim rozumowaniem w następujący sposób: „Oceń, dlaczego odniosłaś sukces w tych innych obszarach i znajdź wspólny mianownik. Porównaj to ze swoim obecnym upadkiem. Nie bój się, ponieważ ja jestem z tobą.”
Wkrótce znalazłam chwilę spokoju, aby bez przeszkód móc porozmyślać wraz z Bogiem i coś odkryłam. Każde z moich zwycięstw poprzedzała stanowcza decyzja, aby podążać raczej za Bożą wolą niż za moją własną. Ten wybór był czymś więcej niż tylko pragnieniem dobra, które oferuje Bóg. Wyszłam poza tą granicę i zgodziłam się z tym, że Jego droga jest najlepsza. Doprowadziło mnie to do miejsca, w którym zaczęłam współpracować z Jego wolą w moich działaniach, ufając Jego mocy, która może zmienić wypaczone pragnienia, nawyki, pojęcia, emocje i skłonności, które we mnie krzyczą.
Czy była to walka przeciwko ciału? Och, tak! Wierzę, że jest to największa walka, jaka kiedykolwiek była toczona. Ale we wszystkich tych zwycięskich sytuacjach wybrałam Boga, aby był Panem mojego stołu, mojego smaku i moich ust. Nie przekroczy moich warg nic, co nie zostało zatwierdzone przez Boga. Każda chwila pokusy w ciągu dnia była okazją, aby jeszcze raz potwierdzić moje poranne zobowiązanie wobec Boga, że będę Jego dzieckiem. Przepuszczę przez Boży filtr każde pragnienie, zarówno podczas posiłku jak i pomiędzy. On pomógł mi zrozumieć co, ile i kiedy mam jeść. Umieściłam moją decyzję i czyny w tej sprawie po stronie Boga i zniosłam skłonności ciała, podczas gdy Bóg oczyścił złą myśl, pragnienie i cokolwiek innego. Za łaską Boga pracującego skutecznie nad moim umysłem i sercem czyniłam Jego wolę, a nie moją własną. Zwycięstwo było konsekwentne kiedy byłam zdeterminowana, stanowcza i w sposób widoczny współpracowałam z Bogiem, ufając Jego mocy, która może pracować wewnątrz z moimi niewłaściwymi myślami, uczuciami, itp. sprowadzając je do posłuszeństwa za moją zgodą.
Tymczasem toczyła się prawdziwa walka pomiędzy moim wyborem naśladowania Boga i zwycięstwem. Ale gdy w odpowiedniej porze moje czyny współdziałały z moim wyborem – zwykle coś około piętnastu minut – następowało zwycięstwo. Zapanowywały samokontrola i pokój. Moje pragnienia, moje myśli, moje emocje, wszystkie opanowywane były przez zamieszkującego wewnątrz Chrystusa (zobacz Hebr. 2,8). Pokusa odeszła! Nie było już więcej dręczącego, zniewalającego ducha, który działałby przeciwko Bogu, lub który postępowałby według starych dróg. Byłam wolna, aby podążać za Chrystusem – tam znajdowała się moc. Zwycięstwo było słodkie. Byłam przepełniona radością, że w Jezusie uzyskałam samokontrolę. Byłam zadowolona z sałaty, mówiłam „nie” wobec deseru do danego posiłku, byłam usatysfakcjonowana mniejszym posiłkiem niż chciałam lub chętnie zjadałam na śniadanie jedynie owoce danego poranka, i było to radością, która wywoływała uwielbienie i wdzięczność dla Boga. Uczyniłam krok naprzód, w efekcie bardziej ufając Bogu.
W przeciwieństwie do tego, moje niepowodzenia wyglądały następująco. Cieszyliśmy się cudownym śniadaniem, które było wystarczające i atrakcyjne. Udałam się do mojego biurka, aby pracować.
Mniej więcej trzydzieści minut później szatan przedstawił w moim umyśle kuszącą sugestię: „Zapomniałaś o domowych ciasteczkach na deser. Czyż nie smakowałyby one dobrze?”
Bez zabiegania o radę u Boga, rozważałam: „Och, rzeczywiście zapomniałam. Ale mieliśmy słodkie pieczywo ze świeżymi truskawkami, ze słodkim domowym kremem – to samo w sobie jest jak deser. Nie potrzebuję ciastka. Poza tym byłoby to między posiłkami, a ja pracuję nad tym, aby nie jeść między posiłkami.” I ponownie zaangażowałam się w pracę, aby odciągnąć moje myśli od jedzenia. „Och, ale jedno ci przecież nie zaszkodzi. Będzie smakowało tak dobrze.” Przemówił on do mojej słabości, do mojego wypaczonego nawyku, który nadal się we mnie odzywał.
„Ach, to będzie smaczne.” Zaczęłam współdziałać w moich myślach. „Ale zobowiązałam się przed Bogiem dzisiejszego poranka, że będę walczyć z tym niewłaściwym zwyczajem. Nawet nie jestem głodna – zjadłam zadowalające śniadanie.” Ale ciągle skłaniałam się w tym kierunku. Moje przeszłe życie, moje stare nawyki ciągle gnały mnie w tą stronę.
„Jim jest na zewnątrz i nie zobaczy, że sobie wzięłaś. Wszystko jest w porządku. Będzie tak dobrze smakowało. Teraz masz szansę, później nie będzie to już możliwe, więc lepiej się pośpiesz i zrób to od razu,” - wywierał na mnie presję.
„Sally, nie idź tam. To jest zaczarowany grunt szatana. Zawołaj Mnie, zbliż się i weź moją rękę, Moja siła jest dla ciebie wystarczająca.” Bóg oferował mi drogę ucieczki od grzechu i pokusy.
Borykałam się, rozmyślałam i rozważałam, czy zjeść to ciastko, czy nie. W moim umyśle panował konflikt i zamieszanie z powodu niezdecydowania. Zrozumiałam jasną Bożą wolę dla mnie. Ale moje przeszłe życie, moje nawyki, moje kubki smakowe krzyczały o to ciastko! Bóg pozostawił mi przestrzeń do podjęcia decyzji według „wolnej woli”, czy pójdę za Nim, czy nie. Ale moje myśli, ciało i szatan przymusiły mnie do uczynienia tego, co czyniłam wcześniej, a ja współpracowałam w tym.
Nieswojo, impulsywnie, zniewolona podniosłam się i poszłam do spiżarni, aby wziąć tylko jedno ciastko. W końcu pomyślałam sobie: „To zdrowe ciastko. Minęło tylko 30 minut od śniadania. Wezmę sobie jedno.” I zrobiłam to.
Nie zdecydowałam się, aby zaufać i iść za Bogiem, prawda? W ten sposób, zamiast tego, posłuszna byłam głosowi mojego ciała, mojego niewłaściwego nawyku, moich starych procesów myślowych umiłowania własnego „ja”. I nie poprzestałam na zjedzeniu jednego. Zjadłam trzy ciastka zanim szatan zaczął wylewać winę.
„I znowu zrobiłaś to samo.” Mówił złośliwie docinając mi. „Nie masz żadnej samokontroli. Bóg nie był tu obecny dla ciebie tak jak obiecał.” Szatan insynuował mi, w moim umyśle, wątpliwości dotyczące Boga. „Bóg jest w stanie zmienić wszystkich, ale nie ciebie. Jesteś beznadziejnym przypadkiem! Dlatego nikt nie może cię kochać. Równie dobrze możesz zjeść teraz jeszcze więcej, aby ukoić swoje smutki. Twoje obietnice są jak liny z piasku. Jak Bóg w ogóle może cię kochać – nie potrafisz dotrzymać żadnego zobowiązania?!”
Wina, wyrzuty sumienia, ból zostały zaakceptowane i przyjęte przez moją duszę – moje myśli i uczucia. Zabarwiły one negatywnie moją pracę przy biurku i nagle poczułam, że Bóg nie może użyć mnie do tego, abym udzielała porad innym. Byłam skłonna zaakceptować wszystkie te myśli, wyjaśnienia i pojęcia jako prawdziwe i oddaliłam się jeszcze bardziej od Boga. Była to stara ścieżka – prosta do podążania.
A więc co czyni różnicę pomiędzy sukcesem, a niepowodzeniem?
Nie umieściłam stanowczo mojej woli po stronie Boga i nie zdecydowałam się podążać za Nim bez względu na koszt. Brak decyzji oznacza podjęcie decyzji. Nie wybrałam właściwie i nie polegałam na sile Chrystusa, żeby działała we mnie tak, abym chciała i czyniła to, co się Jemu podoba. Nasze człowieczeństwo, w oderwaniu od Boga skłania się ku służeniu grzechowi i własnemu „ja”. Jeżeli nie połączę się z Bogiem, aby walczyć przeciwko złu – grzechowi – nie posiadam wystarczającej mocy, aby zmagać się lub ograniczać moje „ja”. W ten sposób moje „ja” rządzi mną, a ja pozostaję poddanym szatana. Moje ciało, moje stare nawyki, moje przeszłe życie zniewalają mnie do okazywania im posłuszeństwa, nawet jeśli są one złe. Najpierw współdziałałam w tych myślach, a następnie w odpowiadającym im działaniu. Kiedy podążam za moim „ja”, ulegając mojej woli, aby ją wykonywać, nie jestem wolna, ale znajduję się w niewoli – jest to przymusowe niewolnictwo. W przeciwieństwie do tego, kiedy jestem w Chrystusie, jestem wolna, aby móc służyć Jemu i temu, co jest słuszne, nie odczuwając jednocześnie braku mocy.
Dlaczego podążam za ciałem skoro doświadczyłam obydwu wariantów? Czy nie jest rzeczą szaloną, aby pozwalać ciału, by w ten sposób mną rządziło? To jest męczarnia, to są wyrzuty sumienia, to jest wina – dlaczego reaguję w ten sposób?
Po prostu dlatego, że jestem z tym zaznajomiona – to jest dziwnie zachęcające. Komfort starego przyjaciela towarzyszy naszej skłonności do zepsutych dróg. Nawet jeśli nie pragniemy niewolnictwa starych nawyków, jesteśmy w dziwny sposób przez nie pociągani i czerpiemy z nich zadowolenie. Te stare olbrzymy będą przebywać na roli naszego charakteru do czasu, aż zaciągniemy się do wojska Chrystusa, aby to On był naszym Generałem, prowadził nas w walce i pokazywał nam jak dzierżyć miecz Ducha, abyśmy mogli je zabić. Wtedy i tylko wtedy Chrystus może panować i wypełnić nas całą Swoją dobrocią.
Nie możesz myśleć, że apetyt to twój drogi, mały grzech. Przezwyciężanie jest takie samo, niezależnie od tego, na czym polega twoja słabość. Musimy naśladować przykład Chrystusa i nauczyć się, że zabijanie naszego olbrzyma zaczyna się od mówienia i czynienia: „Nie moja wola, Panie, ale Twoja niech się stanie” (zobacz Łuk. 22,42).
Nazwij olbrzyma, który znajduje się na roli twojego doświadczenia. Czy jest to rozpacz, niepewność, niegodziwość lub wina? Czy jest to duma, zawiść, zazdrość i pożądliwość? Czy jest to nerwowość, wynajdywanie błędów i postawa dominacji? Czy jest to niemoralność lub po prostu zepsucie? Czy jest to strach lub obmowa? Czy jest to kontrolowanie innych po to, aby samemu mieć wszystko pod kontrolą?
Przyjaciele, upadniemy zawsze wtedy, kiedy nie pozwolimy Jezusowi, aby nami rządził! Jeżeli boimy się stawić czoła naszemu olbrzymowi, jeżeli nie możemy zdecydować się, aby podjąć decyzję – podejmujemy decyzję przeciwko Jezusowi. Jeżeli nie decydujemy się podążać za Nim – możemy rozpoznać naszą „prawdziwą decyzję” poprzez nasze czyny. Biblia mówi: „Nawet po uczynkach można poznać chłopca, czy jego charakter jest czysty i prawy” (Przyp. 20,11). Czy naśladujemy Chrystusa, czy też innych bogów, takich jak własne „ja”, szatana lub wypaczone nawyki? To nasze czyny pokazują, jaki bóg nami rządzi. Nie ma żadnego pośredniego gruntu. To właśnie dlatego szatan prowadzi nas do niezdecydowania, obojętności, zamieszania, strachu, ponieważ wtedy zaczniemy się wahać z podjęciem decyzji, a brak decyzji oznacza podjęcie decyzji. Jeżeli nie wybieramy Boga natychmiast, szatan utrzymuje tą rządzącą pozycję nad nami – poprzez zaniedbanie jesteśmy jego poddanymi.
Upadamy wtedy, gdy Bóg nie jest Osobą, która zarządza tym, o czym myślimy, co czujemy, mówimy lub czynimy. Jesteśmy pilotami i oczekujemy, że On będzie naszym drugim pilotem, ale to nie działa! Nie oddajemy Bogu wszystkiego, czyż nie tak? To my zarządzamy! Cała Biblia mówi o tym, kto zarządza naszym życiem. Jeśli to my zarządzamy – kłopot czai się tuż za rogiem. Jeśli Bóg zarządza – za rogiem znajduje się sukces, samokontrola w Nim oraz radość. Które wybierasz?
Obserwowałam bliskiego przyjaciela jak zmagał się w swoim małżeństwie, aby po prostu kochać swoją żonę w nowy, niebiański sposób. Bóg wyraźnie prosił go, aby kochał swoją żonę nie oczekując niczego w zamian. Ból i litość wywoływało patrzenie jak szatan szydził z tego człowieka poprzez kłamliwe myśli, pojęcia, emocje i złe nawyki. Szatan przekonywał go powodując zamieszanie w rzeczywistej kwestii poprzez podburzanie jego uczuć tak, aby myślał, że odczuwane przez niego potrzeby nie są zaspokajane i w ten sposób karmiąc jego myśli tym, jak nie kochająca jest jego żona – nawet jeśli nie było to prawdą. „Gdyby tylko ona była...” lamentował. Odczuwane przez niego potrzeby miały swoje korzenie w egoizmie, do czego też czasami się przyznawał, ale w danym momencie zapominał, że jego potrzebą jest traktowanie żony z miłością – jego stara droga była wygodna. Bał się, wahał i nie podjął decyzji, aby pozwolić Bogu, by nim rządził, nie przepuścił przez Boży filtr każdej swojej myśli, słowa i uczynku. Bez Boga stojącego za sterem potrafił traktować swoją żonę tylko tak jak dawniej – zazwyczaj chłodno, obojętnie, w duchu poniżania. Odpowiedzią żony było wycofywanie się – bojaźń przed okazywaniem bliskości – co tylko pogarszało stan jego umysłu. Czując się przez nią manipulowanym, reagował wyzywając ją, mówiąc o jej potrzebie zmiany, nie odzywając się do niej, traktując ozięble, zaniedbując w tym wszystkim swoją część.
W rzeczywistości próbował manipulować nią poprzez swoje chłodne reakcje – będąc prowadzony przez szatana oraz swoje przeszłe życie i nawyki w reagowaniu – chcąc, aby wróciła ona do swoich dawnych, nieprawidłowych sposobów reagowania. Jego potrzeba zmiany jawiła się jako niewygodna i nie mógł zdecydować się, aby zaufać Bogu. Trzymał się kurczowo wygody wynikającej ze swojego małego, drogiego mu grzechu. Jego brak decyzji, aby zupełnie iść za Jezusem oraz niepowodzenie w patrzeniu na moc Chrystusa, aby być jak Chrystus i kochać swoją żonę powodowało, że w żałosny sposób tracił to, czego pragnął.
Szatan chce utrzymać wielu mężów lub żony w tym stanie niezdecydowania i wahania się, aby podążać za Bogiem całym sercem. Prawdziwym rozwiązaniem jest skupienie się na tym, aby pozwolić Bogu, żeby zmienił „mnie”. Ale szatan lubi utrzymywać tą prawdę w ukryciu. On lubi naciskać emocjonalny przycisk, który nazywa się: „Zrzuć winę na współmałżonka”, ponieważ to pozwala „mnie” nie patrzeć na to, co muszę zmienić. Jest to tak naturalne dla naszego ciała – zupełnie jak u Adama i Ewy.
Szatan podsuwa nam w myślach, że ta nowa droga nie będzie się nam podobać. Ona jest niewygodna! Jest taka ciężka! A kiedy się z nim zgadzamy, on trzyma nas pod kontrolą, a my jesteśmy posłuszni nakazom jego charakteru, jego negatywnym uczuciom i tak upadamy. Szatan jest kłamcą i ojcem wszelkiego kłamstwa. Nie możemy wierzyć szatanowi i tym myślom, które wnosi do naszego umysłu, a które są przeciwne Bożemu Słowu, charakterowi, życiu i Duchowi.
Jakże głupie jest to, że tak łatwo idziemy za nim, ale jakże często to czynimy. Nie pozwalamy, aby Jezus nami rządził! Ale zamiast tego pozwalamy rządzić szatanowi! Właśnie to uczyniłam, kiedy wybrałam objadanie się. Okazałam posłuszeństwo szatanowi, mojemu przeszłemu życiu i moim starym nawykom, które w nieunikniony sposób doprowadziły mnie do cierpienia i niepowodzenia, a nie do radości, a tak właśnie szatan przedstawia nieposłuszeństwo. Mój przyjaciel uczynił to samo w swoim małżeństwie. Czy nie trudniej jest pozostawać na naszych starych ścieżkach, niż stawić czoła „nowym drogom” pod przywództwem Chrystusa? Myślę, że tak właśnie jest.
Twoje małżeństwo może być pełnym miłości, bezpieczeństwa, troski, spełnionym związkiem, jeśli pozwolisz Jezusowi, aby kierował każdą twoją myślą, uczuciem, emocją, pojęciem i reakcją. Niech Bóg określi, czym ma być dla ciebie prawdziwa miłość. Uchwyć Boże myśli i przyjmij je do swoich reakcji. Jezus jest wystarczająco potężnym Bogiem, który może zaszczepić w tobie sprawiedliwość. On czeka na twoją współpracę! On jest Stwórcą. On może i chce wyrzucić z ciebie egoizm, niewłaściwe pojęcia, których się kurczowo trzymasz, każdą starą drogę, która nad tobą panuje, jeśli tylko pozwolisz Mu, aby posiadł całe twoje serce. On chce oczyścić twoje serce, twój umysł, twoją duszę, twoje małżeństwo, twoją rodzinę, abyś był podobny do Chrystusa w myśli, słowie i uczynku. Czy nie chciałbyś zamienić mistrza niedowierzając szatanowi, a bezgranicznie ufając Bogu?
Niebo jest nasze, kiedy otwieramy szeroko drzwi naszych serc i naśladujemy Go jako naszego Pana i Zbawiciela. Wówczas On odmienia nasze upadki w zwycięstwa.
Sally Hohnberger